Witam.
Szefowa Marzenka poprosiła mnie bym
troszkę dla Was popisała. Dlaczego? Już opowiadam.
Jestem matką. Jestem żoną. Jestem kobietą.
Jestem przy kości.... nie. Jestem dość mocno puszysta. I mieszkam w Wiedniu.
Myślę, że pisanie ile dokładnie ważę ani
mnie nie poprawiło by humoru, ani Wam. Moje BMI to 49. Kto interesuje się
odchudzaniem to wie, że to dużo za dużo
Zdecydowałam się na radykalne zmiany.
Pisząc radykalne nie myślę tu wcale o "Diecie-Kacie". O operacji
zmniejszenia żołądka.
Mimo, iż z zawodu jestem technikiem
żywienia, w praktyce wygląda to jak zawsze - niepraktykująca. Złamałam
dokładnie wszystkie zasady, które wpajali mi przez 4 lata szkoły- efekty widać
dziś. Może kiedyś odważę się wkleić Wam zdjęcie przed i po. Na dzień dzisiejszy
nie jestem na to gotowa ;)
Decyzja o operacji jest przemyślana. Kiedy
sięgnę pamięcią ponad rok temu miałam taki przebłysk w głowie. Zabijałam go
myśląc po cichu " E nie - mnie jest nie potrzebna. To nie dla mnie. Dam
sobie radę sama" Jednak nie dałam. Dieta Dukana, picie wody przed
posiłkiem, ocet jabłkowy (blech) i wiele innych... Wszystko pomogło - chwilowo.
Waga spadła 10kg - kochany efekt jojo oddał 20 kg. Znacie to? :)
Albo to, że gdy myślicie, że jedliście
zdrowo, mało, ogólnie cacy, wchodzicie zadowoleni na wagę a tu waga stoi jak
stała... a nawet coś lekko przybyło.
W kolejnych postach nie będę się mądrzyć
apropo zasad żywieniowych – nie jestem dobrym autorytetem, a moja profesorka
jeśli już nie żyje to się w grobie przewraca ;) Moje wpisy będą o walce przede
wszystkim ze sobą, walce z moją wagą. Opowiem Wam o badaniach potrzebnych do „mojej”
operacji… i jak to przejść i nie zwariować.
Pozdrawiam – Matylda ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz